Eventy Podróże Wpis

MARIONETKA NA FASHION WEEKU

28 października 2012
Po pierwsze cieszę się ogromnie, że mogę do Was w końcu napisać. Zima tym razem nie zaskoczyła drogowców, a drzewa które powalone śniegiem uszkodziły linie energetyczne pozbawiając mnie prądu na dobę.
Uprzedzam – moich fotek na ściance sponsorskiej nie będzie!
Zaparłam się, uparłam i mimo pogodzie i braku towarzystwa wybrałam się do Łodzi poczuć chociaż przez chwilę atmosferę polskiego tygodnia mody. Chciałam się głównie rozeznać, zobaczyć jak to wygląda, czy warto wydać miliony na bilety na pokazy lub błagać o darmową akredytację w kolejnych edycjach.
Grzecznie kupiłam wejściówkę za 25 zł do Showroomów, w ciągu godziny obeszłam całość 3 razy i stwierdziłam, że nie będę dalej się dołować ilością cudownych rzeczy, na które w chwili obecnej pieniędzy brak. A zarzekam się, że gdybym była milionerką kupiłabym przynajmniej połowę tego, co było wystawione. Poznałam kilka niesamowitych sklepów, raczej mniejszych niż większych, które oferują niebanalne ciuchy i dodatki w cenach sieciówkowych. Pozbierałam wizytówki i obiecuję zajrzeć na ich strony podczas przypływu środków na koncie.
Hale po brzegi wypełnione są również ludźmi, którzy kochają modę. Czasem zastanawiałam się czy to jeszcze moda, czy już bal przebierańców, tak czy siak, to właśnie ci ludzie najbardziej mnie zainspirowali.
Trochę wiało mi jednak pewnym dziwactwem i swojego rodzaju lansem/snobizmem – trudno to nazwać. Większość obecnych nie sprawiła na mnie pozytywnego wrażenia, czułam się tam jak z zupełnie innej bajki. Być może to jedynie pozory.
Byłam, widziałam, zobaczyłam, poznałam, zainspirowałam się, na pewno nie żałuję. Wiosną postaram się o akredytację na pokazy i o towarzystwo, którego tym razem zabrakło mi zdecydowanie najbardziej. Ktoś chętny? Mam również nadzieję, że pogoda dopisze i będzie okazja na długi spacer po łódzkich zakamarkach, bo to miasto mnie intryguje.

dress – swap
belt, bag – sh
shoes – no name
coat – camaieu