Podróże Wpis

Marionetka na Karaibach – Martynika

13 stycznia 2017

Martynika Martinique

Ci z Was, którzy obserwują mnie na Instagramie i Facebooku pewnie długo wyczekiwali tego wpisu. To właśnie dziś podsumuję naszą podróż na Karaiby. Ostrzegam! Długie wpatrywanie się w słoneczne zdjęcia, a następnie rzut oka na obecną aurę za oknem może spowodować szok termiczny. Zdjęcia praktycznie nie są przerabiane – tam na serio są takie kolory! Martynika naszym okiem zaprasza!

Ot taki zwykły parking i nasza bananowa Corsa ;)

Ot taki zwykły parking i nasza bananowa Corsa 😉

Jeszcze przed chwilą się zastanawiałam czy dodać ten post w projekcie ślubnym jako podróż poślubna, ale chyba wolę rozdzielić te zagadnienia. Chociaż oczywiście wyjazd na Martynikę był, mimo dużego odstępu czasu od ślubu, naszym miesiącem miodowym. Poza tym, dzięki temu rozdzieleniu będę mogła Wam pokazać więcej zdjęć! Może nawet powinnam rozbić ten post na kilka dokładniejszych, ale jednak nie prowadzę bloga podróżniczego, ani nawet lifestylowego, tylko w głównej mierze modowy. Ograniczę się więc do jednego posta, ale w razie pytań zapraszam do kontaktu. Pomogę i podzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem.

Martynika Martinique

Po raz pierwszy w życiu opuściliśmy Europę. Po raz pierwszy pojechaliśmy na egzotyczne wakacje. Po raz pierwszy spędziliśmy 14 dni na urlopie, który polegał głównie na czystym relaksie, a nie na gonitwie i intensywnym zwiedzaniu. Chociaż oczywiście nie było tak, że nie opuściliśmy przez 2 tygodnie miejscowości, w której znajdował się nasz hotel. Po raz pierwszy nie mogę również powiedzieć, że nasze wakacje były niskobudżetowe, bo niestety koszty ogólne każdej dalekiej podróży wydają się być wysokie, nawet jeśli starasz się, aby jak najbardziej je obniżyć. I jedno wiem na pewno, te wszystkie pierwsze razy na pewno nie będą ostatnimi!

Martynika – a gdzie to w ogóle jest?

gdzie leży martynika 2

gdzie leży martynika

To było pytanie, które usłyszeliśmy kilkadziesiąt razy przed podróżą. Większość ludzi, nawet tych, którzy uważali na geografii, nie wie gdzie znajduje się ta wyspa. Także wiele razy nakreślałam jej rys geograficzny i społeczny. Martynika to wyspa wulkaniczna (wulkan jest uśpiony) na Karaibach należąca do Francji. A więc mówią tam po francusku, jest to Unia Europejska (w związku z czym jedziemy tam na dowód), obowiązującą walutą jest euro. Ma około 80×20 km. Ukształtowanie terenu – pofałdowane. Strefa czasowa – minus 5 godzin względem naszego czasu. Liczba mieszkańców oscyluje koło 400 tys. Oczywiście organizowaliśmy podróż na własną rękę. Szukałam nam wyjazdu na grudzień, gdzieś gdzie byłoby ciepło. Obserwowałam promocje na loty i tak jakoś wpadła mi w oko ta Martynika. Pomyślałam, że jak na pierwszą daleką wyprawę kawałek UE za oceanem będzie dobrym pomysłem, bo jednak poczujemy się chociaż trochę swojsko. Sprawdziłam historyczną pogodę, rozeznałam się w cenach i wszelkich informacjach dotyczących wyjazdu i zaryzykowałam podróż pod koniec pory deszczowej (9-22.12). Najpierw myślałam, że zwiedzimy więcej wysp, ale po obczajeniu kosztów rejsów między pobliskimi lądami zrezygnowałam z tego pomysłu. Oprócz lotów z przesiadką w Paryżu ze zmianą lotniska, zarezerwowałam także hotel z dużym basenem i widokiem na morze, wynajęliśmy auto na cały wyjazd i heja banana.

Pogoda – rzecz zmienna

martynika pogoda grudzień

Jak wygląda pogoda w grudniu na Martynice? Pierwsze nasze wrażenie po wyjściu z samolotu – sklep akwarystyczny. Ciepło, duszno i mokro. Temperatura dzień i noc wydawała się być taka sama – koło 28 stopni – czyli bardzo optymalnie. Woda ma jakieś 25 stopni i w Morzu Karaibskim i w Oceanie. Deszcz padał codziennie kilka razy. Zwykle były to intensywne ulewy przypominające prysznice. Czasem po prostu pokapały duże krople. Taki deszcz trwa zwykle 5 minut, a zaraz po nim wychodzi słońce. Cały czas wieje wiatr, ale takie przyjemny, ciepły, dzięki któremu nie czuje się w ogóle temperatury. Na niebie cały czas snują się większe i mniejsze chmurki. Okolice wulkanu były zachmurzone non stop. Zmrok zapada przed 18. Niby poza sezonem (ale nie wiem czemu oni wmawiają komukolwiek, że u nich są jakieś sezony) – ale jak dla mnie aura idealna i na odpoczynek i na zwiedzanie.

Martynika Martinique

Na drugim planie widać właśnie zasnuty chmurami wulkan Monte Pelee. Pierwszy plan to czarna plaża wulkaniczna.

Jak wygląda życie?

Martynika do najtańszych zdecydowanie nie należy. Nawet w dyskontach ceny są 2 razy wyższe niż w Paryżu. Lokalsom – Keolom się więc nie przelewa finansowo. Domy są zbudowane z czego popadnie, często niewykończone. Na poboczach stoją stare auta. Ogólnie jest dosyć czysto. Ludzie są nastawieni pozytywnie, chociaż po angielsku praktycznie z nikim nie idzie się dogadać. Panie w sklepach porozumiewały się z nami na migi lub pisząc ceny na ręce. Jedynie w hotelu, na lotnisku i w mocno turystycznych punktach obsługa posługuje się angielskim. Drogi są w przyzwoitym stanie, chociaż kierowcy jeżdżą dosyć agresywnie. Znane przez nas zakazy, nakazy, prawa są traktowane mocno po macoszemu, ale nie mogę powiedzieć, że jest niebezpiecznie czy nawet lekko niepewnie. Po zmroku życie zamiera. Zamykają się sklepy, knajpki, nie ma ludzi na ulicach. 90% społeczeństwa to rasa czarna/mieszana. 85% to katolicy, więc przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą, a wszędzie leciały wesołe kolędy z karaibskim bitem. Ogólnie panuje tam pełen luz i swoboda, nikt się niczym nie przejmuje. Mi się to podoba!

Punkt widokowy nad oceanem.

Punkt widokowy nad oceanem.

Co może zaskoczyć?

Na pewno zbita przez kokos szyba w wynajętym aucie, bo nie usuwają dojrzałych owoców z palm nad oficjalnymi parkingami.

Jazda przez pół wyspy z rozbitą szybą? Nie ma problemu.

Wszędobylskie kraby w dzień i nietoperze w nocy.

Polecane knajpy to baraki z plastikowymi krzesłami, ale jedzenie (owoce morza i ryby!) przepyszne!

Wszędzie w miastach ustawione są daszki na wypadek deszczu.

Brak komunikacji zbiorowej – sporo ludzi jeździ na stopa.

Sklepy, restauracje, bary są otwarte w dziwnych godzinach, np. tylko od 12 do 16 i w poniedziałek zamknięte.

Ktoś urządza sobie parking na rondzie? Nie ma problemu.

Korki – w godzinach szczytu 10 km możemy jechać nawet godzinę.

Plaże są bardzo wąskie – często nie ma się nawet gdzie położyć, bo woda dochodzi do linii drzew. Raz rozłożyliśmy się na względnie bezpiecznym miejscu, a i tak woda nas zalała, a Misza stracił telefon.

Brak okien/ścian w budynkach – bo w sumie po co to komu. Sam dach i kawałek materiału jako ściana wystarczy. Na przykład w naszym pokoju hotelowym aneks kuchenny był na balkonie.

W nocy na całej wyspie wyją jakieś ptaszyska jak alarmy samochodowe.

Popularny na wyspie drink Ti Punch to po prostu mocny rum z lodem, cukrem i cząstką limonki.

Martynika Martinique

Co warto zobaczyć?

Martynika wygląda dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie Karaiby. Soczysta zieleń, małe domki, palmy, czyste morze piękne, chociaż wąskie plaże. Zjeździliśmy praktycznie całą wyspę, zobaczyliśmy wszystko, co polecał nasz wątpliwej jakości przewodnik (niestety przewodnika po samej Martynice po polsku nie ma, z angielskim też są problemy). Jedliśmy ryby, kraby, ośmiornice, krewetki. Kąpaliśmy się w Morzu Karaibskim i w Oceanie Atlantyckim. Było przegenialnie! Wróciłabym tam, gdyby nie świadomość, że na świecie są jeszcze setki miejsc, które muszę koniecznie zobaczyć. Ale będę polecać wszystkim Martynikę na 100%.

Zoo

Jak to ja, oczywiście musiałam wyciągnąć Miszę do zoo. Staram się je odwiedzać w każdym miejscu, w którym jestem. To na Martynice jest małe, ale nowoczesne. Zbudowane jest na terenie „gospodarstwa”, które zostało zniszczone podczas erupcji wulkanu. Więc oprócz zwierząt znajdziemy tam również ruiny, młyn, muzeum piratów. Jeśli dodamy do tego roślinność klimacik tego miejsca jest na serio świetny!

Martynika Martinique

Po lewej i prawej wybiegi dla żółwi

Ogród botaniczny Balata

Najlepsze miejsce na poznanie lokalnej flory. Tak samo nowoczesne jak Zoo. Ze świetną podniebną ścieżką. A do tego niezliczona ilość przepięknych kolibrów. Bilet łączony Zoo + Ogród kosztuje 26 euro od osoby. Warto!

Martynika Martinique

Martynika Martinique

Destylarnia

Rumem Karaiby żyją. Tego trunku nie da się uniknąć. Dostępny jest w każdym sklepie i w każdej knajpie. Kosztuje stosunkowo niewiele, ma masę odmian i jest dużo ciekawszy w smaku niż ten nasz sklepowy. Na Martynice istnieją hektary plantacji trzciny cukrowej i kilka czynnych destylarni. Większość z nich można zwiedzać. My jednak wybraliśmy taką, która działa już tylko jako muzeum – produkcja przeniesiona kawałek dalej. Habitation Clement to również ogród botaniczny i wystawa sztuki lokalnej, no i oczywiście sklep z setką rodzajów rumu i darmową degustacją.  W cenie biletu jest również audioguide w języku angielskim. Wejście kosztuje 12 euro od osoby. Ceny rumu w sklepie od 5 euro za pół litra rumu wzwyż.

Martynika Martinique

Sainte Anne

Najcudniejsza plaża jaką znaleźliśmy znajduje się w miejscowości Sainte Anne. Jest jasna, szeroka, można się bezproblemowo położyć. Woda jest spokojna i czysta, ludzi mało, sporo jest za to restauracji. Kawałek od brzegu cumują łódki. Tuż obok znajduje się Savane des Pétrifications – krótki treking na skałach ze skamieniałych drzew. Tutaj też łączy się morze z oceanem. Coś cudnego. Inną atrakcją okolicy jest słone jezioro. W sumie żałuję, że nie wiedziałam, że ten obszar jest aż tak fajny i nie zrobiłam z tego miejsca naszej bazy wypadowej.

Martynika Martinique

Taka tam część szlaku.

Martynika Martinique

Słone jezioro

Stolice

Rozczarowująca jest za to stolica. Zarówno nowa jak i stara. W Fort-de-France – tej aktualnej – spędziliśmy ostatnie popołudnie przed wylotem i większość czasu spędziliśmy siedząc na nabrzeżu i oglądając samoloty i łódki. Oprócz ciekawej architektonicznie biblioteki, metalowego kościoła i fortu nie ma w niej nic ciekawego.

Martynika Martinique

Fort-de-France – stolica

Stara Saint-Pierre lata świetności ma dawno za sobą. Została całkowicie zniszczona podczas wybuchu wulkanu w 1902 roku, który zabił 30 tys. ludzi – wszystkich oprócz jednego aresztanta. Może i ruinki odgrzebanych z popiołów budynków oraz sama historia miejsca są ciekawe, ale nic poza tym.

Podsumowanie finansowe

Loty w promocji AirFrance – 3800 zł za 2 osoby – podróż na jednym bilecie z Warszawy, z przesiadką w Paryżu ze zmianą lotnisk (bilet na autobus w cenie), dużymi bagażami i jedzeniem na pokładzie oczywiście.

Hotel Residence Marine Hotel Diamant – 3900 zł – 13 nocy dla 2 osób z opłatą klimatyczną. Spory, ale ładny kompleks, basen, widok na morze, aneks kuchenny i łazienka w pokoju, bez wyżywienia, ale był bar przy basenie na lunch i czynna wieczorami restauracja. Wifi w recepcji. Minus – brak plaży w pobliżu.

Wynajem małego auta Avis- 1200 zł na cały pobyt + ok. 250 zł benzyna + ok. 160 zł podmiana auta po kraksie z kokosem. Kaucja za jedno auto 3000 zł. Jednej nam jeszcze nie oddali przez zbitą szybę. Zobaczymy na czym to się skończy.

Jedzenie w knajpach – 2 dania + 2 napoje około 50 euro. Pizza 12 euro. Piwo/drink 3-5 euro.

W dyskoncie – piwo 1 euro, bagietka 1,3 euro, podróba coli/inny syfiasty napój pełen cukru 2 litry 2 euro.

Sumując wszystko wydaliśmy koło 11 tys. zł (nie wliczam żadnej kaucji za auto), a nie szaleliśmy zbytnio. Śniadania robiliśmy sami w pokoju (mleko i płatki), a potem jedliśmy tylko jeden posiłek – częściej w barze niż w restauracji. Ale nie żałuję ani jednego wydanego centa! Ta podróż sprawiła, że chcę podróżować więcej i więcej. I odkąd wróciłam szukam nam następnego wyjazdu!

Na Karaiby można się też wybrać z ITAKĄ

Sainte Anne

Sainte Anne