Stylizacje

Duży pomarańcz i mały róż

27 lipca 2017

Czuć, że już czwartek. Mózg mi przestał działać, a zamiast tego wstępu chciałam napisać jeden z moich pracowych hitów: „mam potwierdzenie przelewu”. A niby 2 tygodnie temu byłam na urlopie i miałam wrócić pełna energii, wypoczęta i zrelaksowana. No, ale to było tak dawno, że nie pamiętam. A dziś czwartek i się głowa zepsuła. Ja wiem, Wy nie jesteście tu po to, żeby czytać jak to jakaś kobita jest okropnie zmęczona po pracy. Dawać te ciuchy, ale już!  Zaplanowałam sobie posty. Miałam materiały, zdjęcia, pomysły na zaangażowane treści. Dziś miała być relacja z See Bloggers, ale nie mam jeszcze oficjalnych fotek, a te moje to tak średnio się nadają do poważnego reportażu. Także znów przychodzę do Was ze stylówką.

Kiedyś, dawno temu, kiedy to jeszcze blog stał na blogspocie i dopiero raczkował, pokazywałam Wam kilka zestawów, które łączyły w sobie kolory, które uchodzą za „gryzące się”. Dla mnie to pojęcie nie istnieje, lubię łamać schematy w każdej dziedzinie. A łamanie ich w modzie jest bezpieczne, więc robię to często. Był tam między innymi róż/pomarańcz/czerwień z zielenią, żółty z kobaltem i czerwienią. Tym razem, po latach, po ewolucji stylu i w miarę jednoznacznym określeniu linii przewodniej bloga jako boho, chciałam Wam pokazać romans dużej pomarańczy z małym różem.

Duży pomarańcz to sukienka, w której się zauroczyłam robiąc rutynową rundkę po sklepach w oczekiwaniu na Miszę. Nie kupiłam jej wtedy, bo nie było rozmiaru, kolejki do kas i przymierzalni sugerowały, że właśnie zaczęły się wyprzedaże, a ja przecież musiałam się im oprzeć chociaż przez chwilę. Poza tym cena nie była na tyle okazyjna, żeby mnie zaślepić, a i kroju kiecki trochę się bałam. Jednak jeszcze tego samego dnia, po powrocie do domu, usiadłam do kompa, znalazłam ją w sklepie online, dobrałam jeszcze bluzkę, bo brakowało 10 zł do darmowej wysyłki, a przecież wolę mieć bluzkę niż nic, wzięłam kartę kredytową Miszy, poklikałam i on mi kupił prezent. To tak działa, prawda?

Małym różem są za to sandały Merg. Rozpoczynając sezon letni byłam pewna, że mam tylko jedną parę letnich butów. Czułam sandałowy deficyt. Teraz jednak wiem, że to nie sandałów mi brakowało, ale trampek, które nie byłyby białe oraz balerin, których nie mam wcale. Ale wtedy to sandały były rzekomo największym problemem, musiałam mu bohatersko stawić czoła i kupić sobie kilka śliczniusich par. Oczywiście neutralnych! Takich, żeby do wszystkiego pasowały. No i tak różowe sandałki z koralikami i pomponami nie pasują nawet do mojej stopy, bo mogłyby być rozmiar większe (kupowałam je ze świadomością, że mogą być ciut za małe). Ale kij z tym, uwielbiam je! I noszę często ze wszystkim, co się z nimi gryzie.

sandały merg.pl 69 zł

sukienka reserved 90 zł

torba vintage

okulary factory outlet 314 zł

naszyjnik new yorker 10 zł

kolczyki h&m 1 zł