…A ITALIA POBIŁA MARIONETKĘ.
Jestem padnięta, wykończona, niewyspana, umarta, boląca. Idealny stan po wakacjach nieprawdaż? Ale przynajmniej zapomniałam o codziennych problemach, przy 2 nocach braku dachu nad głową oraz decyzjach typu „które spodnie mniej śmierdzą, żeby je założyć?” cała rutyna życia wydaje się bardzo przyjemna. Ale zacznijmy od początku…
Pewnego świątecznego poranka wyleciałam wraz ze znajomymi na podbój Italii. Wycieczka była planowana jako spokojna i przyjemna, oprócz jednego momentu. Lądowanie w Mediolanie, a następnie podróż pociągiem w kierunku Florencji, która była głównym miejscem naszego pobytu. Florencja miastem niezwykle urokliwym jest. Piękne stare budownictwo, klimatyczne targi, pierdyliard ludzi, deficyt sklepów spożywczych (!).
Duomo (Katedra)
Ponte Vecchio (Most Złotników)
Most Św. Trójcy
Ogrody Boboli i Pałac Pittich
Widok z ogrodów na Duomo
Ogrody Bardini i świeże cytrynki
Ogrody Bardini
Widok z Ogrodów Bardini na Florencję
a to w ramach ciekawostki wydział architektury Uniwersytetu
Z Florencji na jeden dzionek pognaliśmy do Sieny – średniowiecznego miasta, które już bardziej nadaje się do życia (czyt. ma sklepy i jest w nim mniej ludu).
stylowa blogereczka pod Duomo (Katedrą)
I na Sienie skończyła się spokojna część wycieczki. Los i jedna ze współpodróżniczek sprawiły, że odwiedziliśmy Włochy w okresie kanonizacji Jana Pawła II. Tak więc w sobotni, bardzo wczesny poranek wyruszyłyśmy na spotkanie przygodzie i jednemu z najdrastyczniejszych przeżyć w moim życiu. 2,5 dnia bez dachu nad głową, prysznica, łóżka, snu. Jedna noc w bardzo dzikim tłumie, ścisku, bez powietrza i miejsca aby wygodnie usiąść (i tak miałyśmy szczęście, bo była sposobność aby siedzieć niewygodnie). Ludzie się tratowali, mdleli, kłócili. Jednak udało się nam dostać na Plac Św. Piotra w Watykanie. Chociaż powiem szczerze, że chyba mało kto na tym placu doznał prawdziwych odczuć duchowych. Zmęczenie, głód, potrzeby fizjologiczne wzięły górę nad religią. Ludzie którzy przeżyli walkę o miejsce na placu zwycięsko przysypiali podczas Mszy. Sam Rzym doszczętnie zawalony turystami i pielgrzymami – nie poczułam tego miasta.
Nasze obozowisku dla chwilowo bezdomnych pod Kościołem Świętego Ducha
Zamek Św. Anioła
Watykan o zachodzie Słońca
Zatybrze
A te stare kamyczki to chyba wszyscy poznają 🙂 – oczywiście jak na moje szczęści przystało połowa Koloseum była w remoncie
Forum Romanum
Kawałek fontanny di Trevi
Schody hiszpańskie
Po 2,5 nieprzespanych nocach, w tym 1,5 spędzone w pociągu dotarłyśmy do punktu pierwszego i ostatniego naszej podróży – deszczowego Mediolanu. Przespałyśmy w hostelu cały dzień, zjadłyśmy pizzę na śniadanie o 18 i znowu poszłyśmy spać. Zwiedzanie odłożyłyśmy na wtorek – kiedy jakimś cudem pogoda się na chwilę poprawiła. Mediolan to miasto sklepów, centrum shoppingowe Europy, drogie, ekskluzywne, z mniejszą ilością turystów, za to z masą wspaniale ubranych tubylców. Ja w swoich brudnych jeansach i zmechaconej bluzie czułam się kompletnie niedoubrana. Mediolan w przeciwieństwie to poprzednio opisanych miast zdecydowanie łączy to co nowe, z tym co stare – co czasem wychodzi dziwnie.
ogrody zamku Sforzów, teraz park miejski
Tak słynna, jak niepozorna La Scala
Duomo (Katedra) w Mediolanie, uważana (słusznie) za jeden z najpiękniejszych obiektów sakralnych na Świecie.
O Włoszech w moim odczuci ogólnie: Nie chcę tam wrócić, na pewno nie w najbliższym czasie. Masa turystów, w kwietniu pogoda kapryśna, tubylcy ogólnie niezbyt sympatyczni, często robiący wielką łaskę, że pracują i że dajesz im zarobić i do tego ciężko się z nimi dogadać – ogólny poziom znajomości angielskiego: bidny. Pyszna kawa, jeszcze pyszniejsze lody, jedzenie spoko, ale bardzo zminimalizowana liczba składników czego się nie spodziewałam. Zabytki robią wrażenie, ale wszystko wydawało mi się dużo mniejsze od wyobrażeń stworzonych na podstawie zdjęć i filmów. Co najbardziej zaskakuje? Ruch drogowy, wszystkie auta i jednoślady (których oczywiście jest mnóstwo) są pobijane, przepisy to rzecz względna, parkowanie harkorowe. Ogólnie kraj, jak i cała wyprawa wyszły nas dosyć drogo (przykładowo niewielki obiad makaron/pizza + woda = 12 euro).
Nie wiem kto dobrnął do tego momentu, bo trochę mnie poniosło z opisami i ilością zdjęć, ale mam dla Was jeszcze coś modowego, żeby nie było, że zmieniam tematykę bloga. Ostatniego wieczoru usiadłyśmy pod La Scalą obserwując ludzi wybierających się na operę. Nieudolnie robiłam za fotografa mody ulicznej, ale niektórzy ludzie na prawdę byli ubrani fenomenalnie (tak, wiem – w końcu to Mediolan). Próbka poniżej: