Do ślubu pozostały mi niecałe 4 miesiące. Postanowiłam więc rozpocząć serię postów ślubno-weselnych. Oczywiście wszystkie wpisy będą się kręcić wokół klimatów boho. I na pewno nie będą zbiorem inspiracji z netu, bo stawiam, że googla każdy potrafi używać. Skupię się na konkretach, swoich przemyśleniach i doświadczeniach. Zacznę od samego początku – zaręczyny, a dokładnie pierścionki zaręczynowe. Czyli tym razem post głównie dla panów, wierzę, że moje czytelniczki sprytnie podzielą się linkiem ze swoim ukochanym.
Jak to było u mnie?
2 dni po chirurgicznym wyrwaniu ósemki, obolała, ze szwami w buzi, z rozwalonymi kącikami, na silnych lekach przeciwbólowych zostałam obudzona w środku nocy, przez swojego Lubego, który to zjeżdżał na weekend do domu. Więc już nawet nie wspominam, że byłam nieprzytomna, w starej pidżamie, bez makijażu i w rozczochranych włosach. Właśnie w takim stanie zostałam poproszona o rękę w pewną lutową noc. Nie było romantycznej kolacji ani Wieży Eiffla. Ale niezwykle miło wspominam ten wieczór, byłam mocno zaskoczona, chociaż sam pierścionek już znałam. Jak to? – zapytacie. Ano pierścionek, który dostałam to około pięćdziesięcioletnie cacko, przetopione ze złotego rubla, z dużym koralem. Pamiątka rodzinna po babci Miszy. Nawet pudełeczko było oryginalne. Ideał dla kogoś takiego jak ja. Powiem szczerze, że byłabym trochę zawiedziona gdybym dostała maleństwo z brylantem z Apartu – typowe pierścionki zaręczynowe absolutnie nie są w moim stylu – znaczyłoby to, że mój przyszły mąż kompletnie mnie nie zna. Oczywiście, liczy się symbol i w ogólnym rozrachunku mógłby być to nawet kapsel z Tymbarka lub pierścionek z automatu za 2 zł. Ale chyba każdy facet chce, żeby ta wyjątkowa biżuteria spodobała się dziewczynie.
Mój pierścionek stał się inspiracją dla niektórych elementów mojego wyglądu ślubnego, ale o tym po fakcie, w sierpniu 😉 Rozpoczął intensywną fazę przygotowań do uroczystości, bo na co tu czekać? Trochę nie rozumiem instytucji kilkuletniego narzeczeństwa. Dla mnie zaręczyny to sygnał, żeby brać się za organizację ślubu.Tak oto w niecałe pół roku po zaręczynach będę już żoną, a absolutnie nic nas nie goni – bo już i takie plotki na swój temat musiałam dementować.
Na pewno za kolejne 50 lat puszczę go dalej w świat, aby służył kolejnej narzeczonej w naszej rodzinie.
Pierścionek zaręczynowy boho
Drodzy Panowie – jeśli Wasza wybranka, tak jak ja jest zafiksowana na punkcie boho, hippie, etno, retro, vintage – ten post jest właśnie dla Was. Poniżej zebrałam garść modeli pierścionków, które na pewno wywołają szybsze bicie serca u kobiety Waszego życia. To nie inspiracje. To pierścionki znalezione w sklepach internetowych i na allegro. Warto również zajrzeć do lokalnych złotników, czy do sklepów ze starociami. Ceny moich propozycji są różne, ale raczej skupiłam się na żółtym złocie – jednak klasyka w przypadku materiału jest najlepsza. Najważniejsze – pierścionki z mieszanki białego i żółtego złota to niekoniecznie dobry pomysł. Kupując pierścionek typu obrączka cały grawerowany lub w kamieniach dookoła, musimy liczyć się z tym że zmiana jego rozmiaru będzie albo niemożliwa, albo bardzo kosztowna.
kolekcja wiktoriańska marki Yes – same cudeńka!
W.Kruk
Allegro
A może coś ze staroci? Szczerze mówiąc do tych najbardziej świecą mi się oczka. A przy tym idzie wraz z nimi historia oraz stosunkowo niskie ceny. Minusy? Zapewne większość nadaje się do profesjonalnego czyszczenia (za wyczyszczenie mojego Misza dał 50 zł, więc majątek to nie jest) oraz być może zmiany rozmiaru – co może być bardziej kosztowne.
Allegro – antyki
Podsumowując: wielkie tak dla dużych kamieni, ażurów, kolorów!
Zaręczyny
Nie jest ujmą na honorze małe śledztwo przez zakupem. Najważniejsze to odpowiednie dobranie rozmiaru. Możemy w tym celu poprosić o pomoc mamę czy siostrę naszej przyszłej narzeczonej. Może one znają rozmiar, może podkradną stary pierścionek aby zdjąć miarę? A może czasem lepiej wprost zapytać dziewczynę jaki nosi rozmiar i jaki model jej się podoba? Chociaż oczywiście co do reszty zachęcam do niespodzianek.
Tak jak napisałam na wstępie, sam moment zaręczyn jest tak wielkim przeżyciem, że nie musicie dokładać do niego jeszcze tony płatków róż, światła świec i kolacji w drogiej restauracji. Zaraz zostanę zlinczowana pewnie przez stado romantyczek, ale wierzcie – staram się ułatwić panom zadanie. Może wystarczy spacer po ulubionym parku, czy zwykły wieczór na kanapie przy pizzy? Sami najlepiej znacie (a przynajmniej powinniście) swoje wybranki, po prostu ją zapytajcie! Mam jednak wrażenie, że to na tyle intymna i romantyczna chwila, że powinniście być podczas niej tylko we dwoje. Darujcie sobie zaręczyny na stadionie podczas meczu czy na środku ruchliwej ulicy. Może dobrze to wygląda na filmach, ale dla mnie byłaby to niezwykle krępująca sytuacja.
Zatem do dzieła!
A jakie są Wasze doświadczenia/przemyślenia?