Chałupa posprzątana. Siedzę sobie z domową lemoniadą z domową miętą prosto z balkonu, patrzę przez okno na całe warszawskie Bródno. Słucham Dolly Parton (tak, gust muzyczny mam dosyć podły – jak większość amerykanów, a oni niestety jako ogół to gustu za bardzo nie mają). Ciut z przyzwoitości, ale bardziej z chęci postanowiłam Wam skrobnąć nowy post. Nastał czas na podsumowanie moich kulturalnych wyczynów miesiąca czerwca (a 3 posty wcześniej pisałam jeszcze o maju). A więc do dzieła! Będzie długo, ale może bezboleśnie.
Książki
Wyrobiłam 200% normy! Ale to tylko dlatego, że książki z wyzwania nie przeczytałam w maju. Więc w czerwcu przeczytałam majowy i czerwcowy temat.
Temat z maja: rodzinne historie. Podkradłam mamie książkę Krucha jak lód. Uprzedzam lojalnie, uwaga będę spojlerować! Ale bez zdradzania zakończenia moja recenzja byłaby niepełna. A to dlatego, że zakończenie mnie przydeptało i to niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ale od początku. Mamy rodzinkę z dwiema córkami. Wszystko byłoby cacy, gdyby młodsza nie cierpiała na wrodzoną łamliwość kości. 3/4 książki to przygotowania do procesu, który matka dziewczynki wytacza ginekolożce, która choroby nie wykryła odpowiednio wcześnie, aby zdecydować się na aborcję. Mąż się z nią kłóci, druga córka ma stany depresyjne, bulimię i parę innych przypadłości i nikt tego nie widzi. Ogólnie sielanka, do tematu pasuje jak nic. No i matka po ciężkich bojach i wielu miesiącach, wygrywa ten proces, dostaje kupę kasy. Wszyscy szczęśliwi, rozwód odwołany, mała chora postanawia wyjść na spacer w czasie roztopów, włazi na staw, lód się załamuje i mała się topi… To po cholerę było bazgrać te 600 stron? Nie to żebym wymagała w każdej książce happy endu, ale tu autorka tak na siłę chciała nas zaskoczyć, że to nie wyszło jako całość. A już tak przyjemnie się czytało.
Temat na czerwiec: widok za oknem. Trafił mi się więc widok na amerykańską, mroźną, zaśnieżoną prowincja w powieści Światło na śniegu. Idealna scenreria na panujące u nas obecnie upały. Książka opisywana jest jako przejmująca. Może i faktycznie poruszane w niej treści są przejmujące, a historie bohaterów, może nie tyle wzruszające co wywołujące współczucie, a już na pewno nie chcielibyśmy się znaleźć w ich skórze, ale znowu czegoś zabrakło. Zabrakło mi emocji, nie skłoniła do przemyśleń. Nic się we mnie nie ruszyło. Ale może ja po prostu jestem tak na serio gruboskórnym gburem i nic mnie nie rusza. Podsumowując, jest przyzwoicie.
Filmy
Znowu zaniedbałam nieco moją filmową pasję. Chyba jednak zmęczenie tematu. Oglądają film na kompie nie potrafię się skupić, oglądam je z przerwami, zasypiam, skaczę ze strony na stronę. Obejrzałam więc tylko 7 filmideł. Za to nadrobiłam zaległości w serialach. Ale wracamy do długiego metrażu.
Mam 3 filmy, o których już zapomniałam, że widziałam.
The Witch – horror oglądany chyba na 3 razy, chociaż stosunkowo wysoko go oceniłam, przez niesamowity klimat
Sweet Home – hiszpańskie kino grozy to jedno z lepszych według mnie, tutaj czegoś zabrakło – chociaż finałowa scena zabicia mordercy trytytką t0 mistrzostwo! ups, znowu spojleruję, tym razem bez zapowiedzi
Łowca i Królowa Lodu – pluję sobie w brodę, czemu zapomniałam, że Łowca i Królewna Śnieżka czy jak tam temu było, to był straszny film, ten jest równie zły, ale na Charlize sobie przynajmniej popatrzyłam
Mam dla Was za to 4 bardzo przyzwoite pozycje
Colonia Cudna Emma Watson i mój ulubiony Daniel Bruhl lądują w chilijskiej sekcie, żyjącej w zamkniętym obozie. Oczywiście odkrywają całe zło i próbują się z niego wydostać. Obiecuję już nie spojlerować, chociaż aż się chce! Dobre kino, skłaniające do przemyśleń. Szczególnie, gdy człowiek uświadomi sobie, że cała historia oparta jest na faktach. Może jednak nie jestem gburem. Aż nie wierzyłam, że tak chwalę amerykańskie kino, aż sprawdziłam. Film jest jednak niemiecki. Duży plus.
Jak zrobić film w reżyserii Tima Burtona bez Tima Burtona? Alicja po drugiej stronie lustra udowadnia, że można! Śmiałabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że druga część jest ciutkę lepsza od pierwszej. Ale nie wybaczyłabym tego sobie. Poza tym pierwszej części już tak nie pamiętam, a Tim jest niepowtarzalny. Nie muszę chyba tłumaczyć, że Tim obok Quentina Tarantino i Emira Kusturicy (o czemóż Ty już nic nie kręcisz!) jest moim ulubionym reżyserem. Mieszanka wybuchowa. No ale wracam do tematu. Świetnie zagrany, boskie charakteryzacje, scenografie. Przyjemna fabuła. Nie wiem czego bym mogła chcieć więcej.
O! Dolly mi się już skończyła. Puszczamy Janis, może jednak odzyskuję dobry gust 😉
Środa, w tv leci jakiś mecz, w domu pełno chłopa. Musiałam wybyć z mamą do kina. Nic nie grali rozsądnego oprócz Zanim się pojawiłeś. I bardzo dobrze, że nie grali, bo byśmy trafiły na jakiegoś gniota. To idealny film na babski wypad. Całe kino po seansie ryczy. A takie zbiorowe ryczenie jest niewątpliwie oczyszczające. Film miał też niezwykłą wartość edukacyjną. Dowiedziałam się, że Emilia Clarke jako tako potrafi grać! Czego w Grze o tron nie widać, ale o tym zaraz. No i od modowej strony też bardzo ciekawa pozycja. Styl głównej bohaterki – bajunia!
Ten film miałam na swojej liście „do zobaczenia” już dłuższy czas. Bardzo dobrze, że on tam był! Cieszę się, że w końcu go obejrzałam. Zdecydowanie wygrywa ranking w tym miesiącu. Właśnie takie kino jak Mała Miss cenię sobie najbardziej. Niby lekkie, niby zabawne, niby niewyszukane, niby banalne, a jednak niosące ze sobą coś sensownego. Jeśli nie widzieliście koniecznie i jak najszybciej nadróbcie zaległości. Nie pożałujecie.
Seriale
Jeszcze w kwietniu (chociaż to przegapiłam, bo seriale są w innej rubryczce na filmwebie) obejrzałam sobie American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona. Dzieło producentów American Horror Story, które polubiłam bardzo. Miałam więc nadzieję, że ten produkt również polubię. Zapomniałam jednak, że nie za bardzo lubię filmy/książki i wszystko inne co prawnicze. Cały czas czekałam na jakąś akcję, a oni tylko siedzieli i gadali w różnych konfiguracjach. No cóż. I tak mnie wciągnęło. Może nie jakoś drastycznie, ale jednak. Myślę, że fanom gatunku spodoba się jeszcze bardziej.
No to przyszedł czas na coś, co mnie wciągnęło do reszty przez miniony miesiąc. Dużo słyszałam o serialu Gra o tron, pewnie Wam nie trzeba go przedstawiać, mi trzeba było. Wiedziałam, że coś takiego istnieje, wiedziałam, że lud się tym zachwyca. No i niech się zachwyca. Ja nie muszę. Przylazł Misza, puścił sobie jakiś odcinek z czwartego sezonu. Nie oderwałam się, aż nie obejrzałam wszystkiego co było dostępne. Akurat trafiłam, że ostatni odcinek najnowszego sezonu wyszedł wtedy, kiedy przyszedł na niego czas w mojej kolejności. Teraz tylko chodzę i marudzę, czemu sezon siódmy będzie dopiero za sto lat i w zasadzie kto w nim wystąpi, skoro 3/4 tych ludzi co byli na początku pierwszego sezonu już nie żyje. Także wszyscy drodzy sceptycy – jeśli chcecie mieć trochę życia w ciągu najbliższych kilku tygodni – nie zaczynajcie.
Nie, to jeszcze nie koniec…
Koncerty
Orange Warsaw Festival – Lanusia po raz kolejny przybyła do Polski. Całe szczęście, że znowu do Warszawy! Bo jakoś jak koncerty są dalej to nie mogę się nigdy wybrać (w tym roku przegapiam Florence, Eltona Johna, Stinga i pewnie parę innych koncertów, na które z radością bym się wybrała). Lana już potrafi śpiewać – tak tylko przypominam jakby ktoś chciał jej zarzucić co innego. No ale zdecydowanie nie był to koncert, który porwałby również tych, którzy nie lubią jej estetyki. Dla mnie było genialnie! Po Lanie wystąpił, ku wątpliwej uciesze mojej mamy, zespół Die Antwoord – jeśli nie znacie – wrzućcie sobie koniecznie w wyszukiwarkę i posłuchajcie paru kawałków. Niezwykle ciekawe zjawisko, koniecznie chciałam ich zobaczyć na żywo. No i dali czadu. Może niezbyt grzeczne to towarzystwo, ale nie można im odmówić profesjonalizmu i magnetyzmu. Wielki szacun!
Na koniec to, co najlepsze. Zaskoczyła mnie informacja, że 5’nizza się reaktywuje po kilku latach, rusza w trasę i zawita w Warszawie. Decyzja o wyprawie na koncert podjęta w 10 minut. I to jedna z lepszych decyzji jakie ostatnio podjęłam! Tutaj znowu polecam wsparcie się YT. Ukraiński zespół grający fajną mieszankę muzyczną z przewagą reggae. Nóżka i bioderka się ruszają zdecydowanie mimo hektolitrów potu spływających z ciał wszystkich wkoło! Panowie grają na żywo nawet lepiej niż na nagraniach płytowych sprzed lat. A to zdarza się rzadko. Wracajcie jak najszybciej!
Jak widać mój czerwiec ilościowo może nie prezentował się najlepiej pod względem kulturalnym, za to jakościowo pobił wszystkie poprzednie miesiące.
Ktoś dotrwał do końca? 😉