Przyszedł czas na kulturalne podsumowanie października. Na tapecie wylądowała jedna książka, tylko 7 filmów, za to czas poświęciłam na seriale. Zacznę delikatnie, rozrywkowo, skończę na na serio mocnym uderzeniu.
KSIĄŻKA
W końcu postanowiłam olać książkę, z którą się męczę od lipca. Może bym tego nawet nie zrobiła gdyby nie on. Harry Potter powrócił w formie scenariusza. Jeden wieczór, historia pochłonięta w całości z wypiekami na policzkach. Tak, jak to było kiedyś. Jako prawdziwa potteromaniaczka z ogromną przyjemnością ponownie wkroczyłam do magicznego świata. Harry Potter i Przeklęte Dziecko jest może nieco bardziej infantylne i banalne niż poprzednie części, a przez formę akcja leci zbyt szybko, ale jestem na tak i chcę więcej! Z uczciwością jednak przyznaję, że do obiektywności mi bardzo daleko.
SERIAL
Nie lubię filmów o gangsterach ganiających się z policjantami. Nie byłam zatem do końca przekonana do obejrzenia serialu Narcos. W sumie to po obejrzeniu nadal nie jestem do końca do niego przekonana, ale dzielnie i nawet z ciekawością obejrzałam pełne 2 sezony. Wielki baron kokainowy Pablo Escobar gania się z policjantami z Kolumbii i USA. Historia oczywiście oparta na faktach, pełna akcji, wybuchów, strzelanin. Faceci powinni być zadowoleni. Doskonała gra aktorska, niezły scenariusz – to na plus. Masa niedokończonych wątków – wielki minus. Ogólnie niezły, wielkiego szału jak dla mnie nie ma.
Tutaj za to szał jest. Stranger Things ma wszystko, czego oczekuję w serialu. Charyzmatycznych bohaterów, wciągającą akcję, dreszczyk grozy, napięcie budowane z odcinka na odcinek, otwartą furtkę do kolejnego sezonu. Całą robotę robią tutaj dziecięcy aktorzy. Do tego super muzyka i klimat lat 80. Kto jeszcze nie widział – polecam z czystym sumieniem. Kto widział – z pewnością tak jak ja, niecierpliwie czeka na kolejne odcinki.
FILM
Tak jak pisałam wcześniej, na moim liczniku pojawiło się tylko 7 produkcji. Co na mnie wynikiem jest tragicznym, ale od razu obrazuje jak bardzo wciągnęłam się w seriale. Wtop brak. Najpierw króciutko o średniakach.
Nerve – czekałam na szybki film akcji, dostałam wizję niedalekiej przyszłości i naszego społeczeństwa zatopionego w wirtualnym świecie, niezły i otwierający oczy
Jak to robią single – banał, czasem śmieszny, czasem żałosny, kompletnie nieżyciowy, na bardzo nudny wieczór ujdzie
Ave, Cesar! – nowa produkcja braci Coen, przyznaję, że trochę za późno ją oglądałam i chyba wiele mi umknęło – wrócę na pewno, żeby dojrzeć głębię
Cudowne tu i teraz – nastoletnia, niespodziewana miłość wyciągająca z nałogów, słodko, tęczowo, romantycznie
A teraz czas na podium. Zacznę się niewinnie, skończę na trzęsieniu ziemi. Dumna jestem, że dwie z trzech najlepszych produkcji w tym miesiącu to filmy polskie. Wszystkie za to inspirowane prawdziwymi wydarzeniami!
Jeśli przez film poznaję dobrą historię, która wydarzyła się naprawdę, a przy tym na mojej playliście lądują świetne kawałki, których do tej pory nie znałam, to nie mogę go nie polubić. The Runaways opowiada historię jednego z pierwszych babskich zespołów punk rockowych. Niezbyt grzeczne nastolatki postanawiające grać ostrą muzykę – to już brzmi dobrze. Film zainspirował mnie również modowo i stylowo. Przyjemny, dosyć lekki, wciągający. Masa pytań do ciotki Wikipedii po seansie gwarantowana.
Niejednokrotnie Wam pisałam, że Zdzisław Beksiński jest moim ulubionym malarzem. Nie wiem z czego to wynika (chyba wolę w to nawet nie wnikać), ale odpowiada mi jego mroczna estetyka. Nie mogłam więc ominąć tej produkcji. Ostatnia rodzina pokazuje 30 lat z życia dosyć nietypowej familii. Nie wiem ile w tym obrazie prawdy, a ile scenariuszowej bujdy. Nieco bardziej zrozumiałam artystę, a sam film oceniam tylko przez pryzmat filmu, bez porównywania go z rzeczywistością. Nie wiem czy wpada po tak dołującym seansie, ale napiszę, że jestem zadowolona.
Są takie obrazy, które chce się zapomnieć, ale się nie da. Do takich zdecydowanie należy najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego – Wołyń. Kiedy Twój ulubiony polski reżyser bierze się za taki temat, już wiesz, że z kina wyjdziesz ze łzami w oczach, z otwartą buzią, masą myśli, wgnieciony w fotel. Absolutnie nie rozumiem oburzenia, że jest to film antyukraiński. Nie jest. Ja z sali kinowej wyszłam z wielką nienawiścią dla każdego objawu nacjonalizmu generalnie. Pozycja obowiązkowa do obejrzenia!