Trochę lat temu pewna rudowłosa pani imieniem Diane postanowiła stworzyć ciuch uniwersalny. Idealny dla każdej sylwetki. Tak oto powstała kultowa, klasyczna kopertowa sukienka. Rękaw 3/4, dekolt V, wiązanie w talii, lekko rozkloszowany dół, długość midi. Niby nic, a jednak podbiła serca kobiet. Moje również. Od tego czasu powstały tysiące wariacji na jej temat, dłuższe i krótsze rękawy, ramiączka, mniej lub bardziej kloszowana spódnica, dłuższa lub krótsza. Nawet nie wspomnę o milionach możliwości jeśli chodzi o materiały czy wzory. Powstały nawet kombinezony wykorzystujące kobiecy krój góry.
Jeszcze podczas swojej działalności jako personal shopper zawsze proponowałam klientkom ten krój. Bo sprawdzi się zawsze i wszędzie. To taki ciuch wytrych. Nie potrzeba wiele aby dobrze w nim wyglądać. Jest prosty w obsłudze i stylizacji. Czy to właśnie o czymś takim nie marzą kobiety?
Ale jak wiadomo – szewc bez butów chodzi. W mojej szafie masa była wydziwiastych strojów. Brakowało w niej baz i prostoty. Od pewnego czasu staram się z tym walczyć. I tak właśnie podczas jednej z lumpeksowych eskapad w moje ręce trafił klasyk. Co prawda nie od Diane von Furstenberg, nieco tańszej marki, ale równie klasyczny. No dobra, oczywiście nie byłabym sobą gdybym kupiła całkiem gładką sukienkę w neutralnym kolorze. Moja jest ciut bardziej szalona – przede wszystkim ze względu na geometryczny wzór. Posiada też trochę węższą spódnicę niż pierwowzór.
Z dodatkami nie ma co przesadzać. Kozaki za kolano na obcasie, moja nowa, czarna torebka od DressLily i dość delikatna biżuteria. Na liście zakupów nadal widnieje jeszcze dwurzędowy trencz, który idealnie uzupełniłby dzisiejszą stylizację, a przy tym trochę ochronił prze zimnem. Mam więc misję na kolejny wypad na łowy!
kolczyki katherine 3 złbuty allegro 100 zł
naszyjnik nn
pierścionek new yorker 4 zł