Mamy połowę marca, a my zaliczyliśmy dopiero jeden wypad. Gdzież realizacja moich postanowień podróżniczych? No ale po niezwykle intensywnym wyjazdowo grudniu chyba musieliśmy trochę posiedzieć w domu na tyłkach. Ale odpoczynek się skończył i mam nadzieję, że teraz co miesiąc uda nam się gdzieś bliżej lub dalej wyskoczyć. Na pierwszy ogień, marcowo poszła Białowieża. Przygotowałam dla Was dzisiaj krótką relację z wypadu.
3 godziny jazdy samochodem z Warszawy na wschód przez bure miasteczka nie zapowiadały udanego weekendu. Dojeżdżając już po ciemku do miejsca docelowego zaczęły znikać domy, pojawił się wielki las i masa dzikich zwierząt, potem niska, przeurocza, drewniana zabudowa i wylądowaliśmy w hotelu. Naszym celem był totalny chill i doznania kulinarne zachwalane przez znajomych.
Za oknami jeszcze szarówka, drzewa gołe, a na ścieżkach błoto. Aura może nie zachęca do poznawania świata. Ale tak żal tylko oglądać otoczenie zza szyb samochodu a następnie hotelowego spa. Trzeba było wyjść na spacer. Okrążenie całej Białowieży w tempie ślimaczym zajęło nam zawrotne 3 godziny. Puste ulice, gdzieniegdzie snujący się turyści. Dziki żubr na kawałku pola przy miejscowym parku.
Bardzo doceniam wycieczki poza sezonem. Jeszcze bardziej ceniłabym możliwość podróżowania w tygodniu, kiedy ludzi w okolicy jest jeszcze mniej. Niestety wybraliśmy jeden z dwóch dużych hoteli w mieście (Hotel Białowieski) – zależało nam na odpoczynku na basenie i w saunach. Nie było nam to dane. Chociaż wybrałam termin poferyjny, mokrą strefę hotelu okupowały rodziny z dziećmi. Woda w basenie była chłodna, jacuzzi zewnętrzne nie działało, a na podgrzewanych leżakach grzały się czyjeś ręczniki. Uciekliśmy stąd dosyć szybko. Dodatkowo utwierdziłam się w przekonaniu, że rezerwacja pobytu z pełnym wyżywieniem to głupota. Śniadania super, wypas. Ale gdy widzę obiadokolację w formie bufetu z jedzeniem trzymanym przez 3 godziny na podgrzewaczach (które oczywiście i tak nie utrzymują temperatury dania) to mi się odechciewa. A dodam, że hotel nie należy do tych tanich, a ja miałam sporą chrapkę na dobre jedzenie. Czułam się zawiedziona.
HIT!
Ale jest jedno miejsce, dla którego warto przyjechać pół Polski i wydać kupę kasy. Zabłoceni, spoceni, zmęczeni spacerem wylądowaliśmy na nieczynnej już stacji kolejowej. Na jej terenie znajduje się obecnie elegancka restauracja Carska, oferująca również noclegi w salonkach. Dziękuję losowi, że tam trafiłam! Tam jest wszystko co Marionetki lubią najbardziej. Klimat, historia i doskonałe jedzenie. Jeśli będziecie kiedyś w pobliżu koniecznie zarezerwujcie sobie czas i stolik. Nie pożałujecie! Jak zwykle zapomniałam (a może jednak było mi trochę wstyd) zrobić zdjęcia dań.
Po raz kolejny mogę napisać: Polska jest przepiękna! Białowieża również!