Jest i on! Długo wyczekiwany wpis podsumowujący naszą podróż do Izraela. Ja wiem, że ten wpis można by rozbić na 5 mniejszych i dokładniejszych, ale chyba nie chcę aż tak Was zalać falą tekstów na jeden temat. W końcu nie jest to blog sensu stricte podróżniczy. Co zobaczyć? Gdzie warto się wybrać, a co można olać? Na co uważać? No i przede wszystkim odpowiem na pytanie czy tania wycieczka do Izraela może się udać? Będzie również sporo zdjęć i to zupełnie innych niż te, które wrzucałam na Instagrama. Zapraszam!
Nasza podróż do Izraela odbyła się w dniach 9-15.11. 3 noce w Tel-Awiwie, 3 w Jerozolimie, plus jednodniowe wypady do innych miejsc. Lecieliśmy LOT-em z Lublina tylko z małymi bagażami podręcznymi. Znów poczuliśmy się jak backpackersi z niewielkim budżetem, którzy trafili do zupełnie innego świata. Nie jesteśmy fanami zwiedzania kościołów i oglądania dziur w ziemi z kupką starych kamieni, które coś kiedyś tworzyły. Czy Izrael ma coś więcej do zaoferowania? Ależ oczywiście!
Informacje ogólne o Izraelu
Przelecę przez ten akapit bardzo szybko, bo wierzę, że się orientujecie, że Izrael to państwo leżące w Azji, na Bliskim Wschodzie. Stolice Tel-Awiw/Jerozolima. Płaci się tam w szeklach (przeliczamy prawie 1:1 na PLN), rozmawia po hebrajsku – jednak z angielskim w mowie nikt nie ma problemu. Gorzej mieliśmy my – na każdym kroku, nawet w mega turystycznych miejscach szyldy, menu w barach itp. były pisane jedynie robaczkami po hebrajsku. Dominującą religią jest oczywiście judaizm w każdym wydaniu, ale Izrael to wielkie multi-kulti. Turystów jest masa, nawet poza sezonem. Tubylcy są bardzo przyjaźnie do nich nastawienie. Temperatura w listopadzie? Idealna, 23-28 stopni, bez kropli deszczu. Wieczory i noce są już jednak chłodniejsze. Lot z Polski trwa ok. 3,5 h. Nie trzeba załatwiać wiz, jednak trzeba lecieć z paszportem.
Ceny w Izraelu
Pewnie część w Was trafiła tutaj, aby przeczytać tylko ten akapit. Izrael to bardzo drogie państwo. Ceny są średnio 4 razy wyższe niż u nas. Jedynie lokalne produkty i transport publiczny utrzymują akceptowalne stawki. Oto przykłady.
znośne piwo w sklepie – 10 szekli
3 kulki lodów – 25 szekli
bilet na tramwaj w Jerozolimie – ok. 5 szekli
falafel – 7-20 szekli
shawarma, czyli taki kebab – od 25 szekli
humus w sklepie – 6-10 szekli
półlitrowa cola w sklepie – 5 szekli
wejście na plażę nad Morzem Martwym – 57 szekli (!) – darmowa plaża w Ein Gedi niestety się rozleciała
wejście do rezerwatu przyrody Ein Gedi (wodospady, oaza, zwierzaki, trekking) – 28 szekli
ceramiczny magnesik – 10 szekli
srebrne kolczyki od lokalnej projektantki – 400 szekli
wejścia do świątyń, starej Jerozolimy, pod Ścianę Płaczu, do ogrodów Bahai – free
Transport
Po całym Izraelu poruszaliśmy się jedynie transportem publicznym. Nieźle zorganizowana sieć autobusów i pociągów, stosunkowo niskie jak na tamtejsze realia ceny biletów, klimatyzowane, wygodne pojazdy, nieduże odległości (np. Jerozolima – Tel-Awiw ciut ponad godzinę autobusem) – to na plus. Istnieje jednak ryzyko, że autobus będzie pełen i będziemy zmuszeni czekać na jakimś zadupiu przez kolejną godzinę lub błagać kierowcę, żeby jednak nas zabrał. Bilety kupujemy u kierowcy lub w kasach biletowych nabijamy środki na kartę i odbijamy ją u kierowcy – wtedy wychodzi trochę taniej. Transportem publicznym nie pojeździmy za to w szabas (od piątku wieczorem do soboty wieczorem), lepiej tę dobę spędzić w jednym miejscu poruszając się pieszo. Po miastach lepiej poruszać się pieszo – odległości nie są kosmiczne. Przez całą interesującą turystów część Jerozolimy ciągnie się linia tramwajowa. Uważajcie na taksówki i minibusy – ceny w nich są bardzo wysokie.
Z transportem wiąże się również nasza największa przygoda z wyjazdu. Wracamy sobie z plaży nad Morzem Martwym. Przystanek pośrodku niczego i to jeszcze formalnie na terytorium Palestyny, a na nim masa ludzi, głównie Polaków. Czekamy 40 minut i nie przyjeżdża żaden autobus. A nawet jak przyjedzie to nie zabierze nas wszystkich. Nagle zatrzymuje się młody Żyd w ładnym aucie i mówi, że może zabrać za free 4 osoby do Jerozolimy. Wiecie, że z tej całej bandy ludzi podeszła do niego jedynie para starszych osób? My staliśmy nieco dalej i debatowaliśmy nad łapaniem stopa, ale słysząc co się dzieje podeszliśmy bliżej samochodu. Oczywiście załapaliśmy się na darmową podwózkę. Nigdy nie przypuszczałam, że będę jeździć stopem po Palestynie. Do tego z Żydem za kierownicą i współpasażerami, którzy okazali się Niemcami. Tak… Niezłe combo.
Bezpieczeństwo
Izrael jest w stanie ciągłej wojny. Ma na pieńku z każdym sąsiadem, do tego okupuje Palestynę. Dlatego tego wszędzie, po miastach i wsiach kręcą się konkretnie uzbrojeni żołnierze i policjanci. Drobna przestępczość praktycznie nie występuje. Potencjalni zamachowcy też nie mają łatwego zadania. Także, tak – w Izraelu jest bezpiecznie. Przy wejściach do głównych atrakcji, na pocztę, do biurowców, na dworce możemy spotkać się z bramkami i kontrolą osobistą jak na lotniskach. A skoro już przy lotniskach jesteśmy…
Historie lotniskowe – czy są tak straszne jak je opisują?
Po necie krążą opowieści jak to ciężko przejść przez kontrolę paszportową/bezpieczeństwa w Izraelu. A u nas po raz kolejny sprawdza się hipoteza, że tak jak nas trzepią na lotniskach w Polsce, tak nie trzepią nigdzie indziej. Co prawda nie wyglądamy podejrzanie, nie mamy też w paszportach pieczątek z krajów arabskich, podróżujemy z małym bagażem, w którym zminimalizowaliśmy ilość elektroniki i płynów do minimum. Na lotnisku zadano nam tylko kilka pytań typu: gdzie nocujemy, jaki jest nasz plan wypadu, kiedy wyjeżdżamy, a przy wylocie: czy pakowaliśmy się sami, czy nie zostawialiśmy bagażu bez opieki. Tyle. Cała dodatkowa kontrola. Samotnych mężczyzn o arabskiej urodzie dopytywali jednak dokładniej oraz wyrywkowo przeczesywali ich walizki.
Gdzie byliśmy, co widzieliśmy?
Pierwsze 3 noce spędziliśmy w Tel-Awiwie, który nie jest najpiękniejszy. Oczywiście plaża i jej okolice pełne wieżowców są fajne, ale nic więcej. Szczególnie przerażający jest dworzec autobusowy, wszechobecny zapach moczu i masa śmieci. Zachwyciliśmy się za to Jafą, które formalnie jest częścią Tel-Awiwu, jednak jest to duuuużo starsze i bardzo klimatyczne miasteczko. Ładne budynki, wąskie uliczki, park i tętniący życiem port. Idealne miejsce na spacer i lunch.
Na kilka godzin wyjechaliśmy na północ do trzeciego pod względem wielkości miasta Izraela czyli Hajfy – godzina drogi pociągiem z Tel-Awiwu. Chciałam tam zobaczyć ogrody Bahai. Są pięknie utrzymane, a do tego wejście do nich jest za free. Trzeba tylko pamiętać o skromnym ubraniu, bo to miejsce związane z religią. Niestety w całości do zwiedzenia dostępne są jedynie podczas darmowej wycieczki z przewodnikiem, na które można się załapać o wyznaczonych godzinach. Hajfa może zaoferować też świetny deptak między morzem a pięknie położoną linią kolejową oraz piaszczystą, luksusową plażę.
Kolejnego dnia pojechaliśmy do Jerozolimy. Zdecydowanie ładniejsza i bardziej przyjazna niż Tel-Awiw. Głównym punktem wypadu jest oczywiście Stare Miasto – z masą miejsc świętych dla wielu religii. Ale tak na serio to jest to tłum ludzi i tysiące straganów. Do tego wielkie kolejki do najważniejszych punktów. Ja sama stałam prawie 2 godziny, aby wejść do Grobu Pańskiego. Przez to odebrałam starą Jerozolimę jako miasto obdarte z całej świętości. Tak samo jak Rzym swojego czasu. Postanowiłam dać mu jednak jeszcze jedną szansę. Wyruszyliśmy z hostelu przed 7 rano i przelecieliśmy najważniejsze punkty raz jeszcze. Przed tłumami, przed otwarciem straganów. Było o niebo przyjemniej. Zwiedzając starą Jerozolimę pamiętajcie o skromnym ubiorze – faceci – długie spodnie i zakryte ramiona, kobitki – sukienka maksi, narzutka na ramiona i głowę. Oszczędzi Wam to wielu rozczarowań i dyskusji ze strażnikami. Oprócz starych kamieni i miejsc kultu Jerozolima oferuje również deptaki pełne knajpek, barów i sklepów z pamiątkami i lokalnym rękodziełem. Tu jest na serio fajnie!
Ostatnim punktem podróży był wypad do największej depresji i do najbardziej zasolonego akwenu na świecie, czyli w okolice Morza Martwego. Zaliczyliśmy krótki treking w rezerwacje Ein Gedi, zakumplowaliśmy się z lokalną odmianą antylop i rozczarowani, że darmowa plaża nad morzem się rozsypała, zdecydowaliśmy pojechać na tę płatną Kalia beach.
Kąpiel w Morzu Martwym jest czymś kosmicznym – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć samemu. Moje ciało czuło się bardzo nienaturalnie, z pozycji leżącej ciężko przejść do pozycji pionowej. Do tego wszędzie można się potaplać w błotku i mieć mega radochę. Na plaży panuje bardzo beztroska atmosfera! Kąpielisko jest strzeżone, dostępne są leżaki, przymierzalnie i prysznice. Nie żałujemy, że wydaliśmy ponad 100 zł, żeby tylko móc wejść do słonej wody. Mała uwaga dziewczyny – nie gólcie nóg bezpośrednio przed przyjazdem tutaj. Kojarzycie ten stan gdy na świeżo ogolone pachy aplikujecie dezodorant? Teraz pomnóżcie to razy 100.
Kosztorys naszego wypadu
Najważniejsze punkty zaliczone, Izrael zwiedzony, totalnie po swojemu. To był bardzo udany wypad. Państwo to oferuje bardzo wiele – nie tylko zabytki związane z historią i religią, ale również niesamowitą przyrodę. Gorąco polecam wyprawę do Izraela. Chociaż rekomenduję podróże poza sezonem i poza utartymi szlakami. A teraz punkt kulminacyjny. Ile nas to wszystko kosztowało? Ceny na 2 osoby, 6 nocy.
loty 260 zł
3 noce w Tel-Awiwie „The Postel” (nie polecam brud i syf, chociaż fajna lokalizacja) 706 zł
3 noce w Jerozolimie przy deptaku „Alon Hotel” 727 zł
komunikacja ok. 300 zł
wejścia na plażę, do rezerwatu – 200 zł
jedzenie w barach, drobne wydatki, pamiątki – 1500 zł
Na cały wyjazd wydaliśmy ok. 3500 zł, chociaż przyznam bez bicia, że żyliśmy skromnie, nie mogę powiedzieć, że pozwalaliśmy sobie na wszystko, tak jak w Odessie. Tak czy siak tygodniowe wakacje już ze wszystkim za 1750 zł/os. to chyba przyzwoita kwota, szczególnie biorąc pod uwagę wysokie ceny w kraju wypoczynku.
W razie innych pytań pozostaję oczywiście do dyspozycji.
Zachęciłam Was? Zniechęciłam? A może już byliście w Izraelu? Podzielcie się swoimi przemyśleniami po tym wpisie!