Oczywiście kochani moi poprzedni post to część akcji szafiarskiej: Blachara Contest czyli blogerki na prima aprilis.
Dziękuję tym, którzy się nabrali za to, że się nabrali oraz tym, którzy ciągnęli temat za współuczestnictwo w całkiem fajnej zabawie.
Spokojnie, nie wyszłam tak z domu. Sama przebieranka wystarczyła, żeby rodzina mnie wydziedziczyła.
Uświadomiłam sobie jak to trudno być blacharą i piszę tu całkiem na serio. Oto moje przemyślenia:
1. Ilość zużytych przeze mnie kosmetyków zarówno tych do makijażu jak i do jego zmywania przeraża. Wypaćkałam połowę płynu do demakijażu i prawie cały brązowy róż. Do tego dochodzi jeszcze lakier do włosów, solarium, paznokcie i sumka wydana na to, aby tragicznie wyglądać rośnie. Już nawet nie wspomnę o czasie na to wszystko poświęconym.
2. Tapirowanie a następnie rozczesywanie natapirowanych włosów to jakaś męka, szczególnie przy moich włosach, które niechętnie zmieniają swoje naturalne położenie.
3. W ludziach, szczególnie anonimkach jest tyle złości i jadu, że na serio nie wiem skąd to się bierze, bo można kulturalniej wyrazić, że coś jest wiochą do kwadratu.
Od dziś więc podziwiam blachary z mojej okolicy (a jest ich baaardzo dużo) za to, że im się chce i że są tak bardzo od bad word e na krytykę. 😉
No i mamy rekord wyświetleń, którego chyba nigdy nie pobiję. Wniosek z tego taki, że na zawsze powinnam zostać blacharą, aby blog rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatnio.
No i mamy rekord wyświetleń, którego chyba nigdy nie pobiję. Wniosek z tego taki, że na zawsze powinnam zostać blacharą, aby blog rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatnio.