W końcu nadchodzę z nowym wpisem. Trochę to trwało, ale na chwilę obecną materiału mam na kilka postów, także najbliższa przyszłość jest całkowicie zabezpieczona.
Dzisiaj, trochę po fakcie (chociaż skoro ostatniego sylwestra zrobiłam Wam w kwietniu to pięciodniowe spóźnienie to nie spóźnienie), mam dla Was post halloweenowy. Jako osoba, która uważa, że każda okazja jest dobra żeby trochę się pobawić, powygłupiać i wymalować nie jestem przeciwniczką tego święta, co widać na załączonych obrazkach.
Razem z Ańdźką postanowiłyśmy zrobić małe zamieszanie w domu robiąc ze sobą straszne rzeczy przy pomocy zwykłych kredek i farb. Pseudocharakteryzacje powstały na podstawie pięknych makijaży Sylwii (tutaj znajdziecie dokładne przepisy). Na buzi Ani za pomocą niepozornych kredek do malowania dziecięcych buziek powstała czacha. Ja na swój zombie-pyszczek nałożyłam warstwę żelatyny (btw świetna depilacja), farb plakatowych i akwareli. Efekty może nie są jakieś wow, ale jak na pierwszy raz i dostępne środki jestem z nich zadowolona. A Wy co sądzicie?
Na koniec przypominam o KONKURSIE!