Dzisiaj będzie wielkie testowanie, ale najpierw zaproszę Was na małą część wielkiej wyprzedaży mojej szafy TUTAJ! Zapraszam na licytacje!
To teraz zabieram się za testy, a będzie ich w sumie 4. Jeśli Was to nie zaspokoi zapraszam na swoją stronę na Facebooku, gdzie codziennie (no prawie) pojawia się szybki test, zazwyczaj kosmetyczny.
Na Blogerskim Dniu Kobiet otrzymałyśmy sporo kosmetyków o czym pisałam kilka postów niżej. Zobowiązałyśmy się do przetestowania kilku z nich, także prezentuję Wam…
1. Soraya Peeling Orzechowo-Morelowy
Zaczniemy od kosmetyku najlepszego z całej stawki. Ten peeling śmiało mogę polecić każdej z Was. Na początku jednak byłam do niego sceptycznie nastawiona. Po połączeniu moreli z orzechem oczekiwałam zapachu i to nie byle jakiego, ale boskiego! Produkt ten jednak pachnie tylko bardzo delikatnie morelą. Może to dla niektórych atut, ale dla mnie minus – na szczęście to jedyny minus produktu. Jest bardzo wydajny – porcja na opuszce palca wystarcza na całą twarz z naddatkiem. Konsystencja jest odpowiednio zwarta. Po nałożeniu lekko się pieni, bardzo wygodnie się rozprowadza. Jeśli chodzi o drobinki to jest to peeling zdecydowanie drobnoziarnisty wykonany ze skorupek orzechów. Łatwo się zmywa. Peelingów się boję z racji posiadania maksymalnie wrażliwej, przesuszonej i brzydkiej cery, ale ten robi z nią cuda. Staje się delikatna, miła w dotyku, lekko napięta. Następuje zdecydowana i szybka poprawa jej stanu. Do tego ma urocze opakowanie i przystępna cena (15-20 zł). Jestem na duże tak! Zaprzyjaźnię się z nim na dłużej.
2. Bath and Body Works balsam do ciała
Po rewelacji czas na niewypał. Lubię mocne zapachy kosmetyków, ale muszą być przyjemne. W tym przypadku marka przesadziła zdecydowanie. Jest mocny, słodki i mdlący. Sam balsam ma lekko lejącą się konsystencję, ale rozprowadza się szybko i przyjemnie. Równie szybko następuje wchłanianie. Co do działania – produkt lekko odżywia i nawilża skórę – ale tylko lekko, dla mnie jest to działanie niewystarczające. Po nałożeniu balsamu wieczorem, rano nie ma po nim na skórze nawet najmniejszego śladu. Ale do kilku godzin od nałożenia skóra jest miękka i delikatna. Cena? 20 zł za 88 ml – za taką kwotę mam zwykle 400-500 ml na serio dobrego balsamu, także temu podziękuję.
3. The Body Shop kokosowy krem pod prysznic
Teraz powiem Wam coś niespodziewanego! Uwaga! Przygotujcie się! Ten krem myje! Ale oprócz mycia posiada również obłędny, ale nie przesadnie mocny kokosowy aromat. Ogólnie uwielbiam kosmetyki tej marki właśnie za wyważone i cudowne zapachy. Konsystencja bardzo kremowa – może aż za bardzo. Ciężko wyciska się go z opakowania, dosyć o bad word ie rozprowadza się na ciele i równie o bad word ie poddaje się działaniu wody w momencie zmywania. Praktycznie się nie pieni, ale jest wydajny. Kosztuje około 20-25 zł za 250 ml – tani nie jest. Kupił mnie zapachem, spełnia swoje zadanie, bo myje, ale ogólnie pozostaję neutralna.
4. Celia błyszczyk do ust Delice
Tutaj na wstępie zaznaczę, że nie lubię, zwykle nie używam błyszczyków. Za szybko się zjadają, mają dziwne zapachy, zwykle mdłe kolory, błyszczą się (a ja zdecydowanie wolę matowe poszminkowane mocnym kolorem usteczka). Wszystkie te cechy, które dla mnie są wadami posiada ten kosmetyk, więc może skończę swoją wypowiedź w tym momencie, bo nie jestem w tym przypadku bezstronna. A ten błyszczyk nie zmienił mojego nastawienia do błyszczyków ogólnie, a tylko utwierdził mnie w mojej racji. Kolor miał być tak ładnie pomarańczowy, a go prawie nie ma. Z resztą spójrzcie na foto poniżej (prawa strona bez żadnego produktu, lewa pomalowana błyszczykiem). No dobra, znajdę coś dobrego – wygładza usta, lekko je nawilża i ma spoko cenę (12-15 zł).