Jak często stajecie przed szafą i z rozpaczą stwierdzacie, że nie macie się w co ubrać. Mi ostatnio zdarza się to coraz częściej, szczególnie gdy upieram się, że chcę założyć konkretny ciuch. Tak było i tym razem. Uparłam się na marynarkę – jest piękna, folkowa, świetnej jakości i ogólnie bardzo w moich klimatach. Ale ze względu na obecne moje gabaryty długo musiałam szukać pozostałych części garderoby, żeby nie wyglądać karykaturalnie. No ale znalazłam kombinezon. W zasadzie to był mój pierwszy pomysł z czym połączyć folkową marynarkę, ale ostatni, który przymierzyłam – nie ma jak fachowa strata czasu.
Ilość ubrań mnie przytłacza, szczególnie, że 90% z nich już mi się znudziło, zakładam je rzadko i bez przyjemności, a od dłuższego czasu ciuchowe zakupy robię bardzo rzadko – najczęściej tylko w nagłych potrzebach. Wystawiać i sprzedawać mi się ich nie chce – więcej zachodu niż to wszystko warte, a oddać całkiem też szkoda. Macie jakiś dobry pomysł co z tymi 50 kg ubrań, dodatków i innych pierdołek przed przeprowadzką zrobić? Może chcecie coś przygarnąć za symboliczną kwotę i wesprzeć mnie w staniu się minimalistką?
kombinezon – vero moda factory outlet 50 zł
torba – pamiątka 120 zł
marynarka – yoins 107 zł
pierścionek – new yorker 4 zł
naszyjnik – new yorker 10 zł
buty – allegro 70 zł