Marzec witam coolturką podsumowującą luty. Sporo się działo! Zapraszam!
KSIĄŻKI
Utrzymuję niezły poziom 2 pozycje miesięcznie. 2 babskie obyczajówki. Jedna inspirująca modowo, druga bez zakończenia.
Nie lubię naiwnych bohaterek. No bo jak ma mi się podobać książka, skoro uważam głupią bohaterkę, która miała być hop do przodu, jest głupiutka. Takie rzeczy tylko z mężem to powieść polskiej pisarki Agaty Przybyłek. Ale nie mam pojęcia do czego nawiązuje tytuł. Para wiejskich nauczycieli z małym dzieckiem. Kobieta czuje się zaniedbywana, facet ciągle wybywa z kolegami na nocne eskapady – hmm… zastanówmy się ile w tych wymówkach jest prawdy. Do małżeństwa sprowadza się młoda kuzynka z miasta. Ze względu na nietypowy styl zostaje we wsi uznana za satanistkę. Do tego za płotem pojawia się była miłość głównej bohaterki, a w jej domu jeszcze jeden gość – kolega nauczyciel. I w sumie nie wiadomo czy to historia walki o tolerancję, czy problemów miłosnych, zdrad i zaniedbań, czy kontaktów międzyludzkich. Ogólnie czyta się ekspresowo, lekko i bez większego dumania, ale książka nie ma zakończenia. To nawet nie jest furtka do następnej części, tylko urwanie treści w losowym momencie. Niby przeczytałabym ciąg dalszy z ciekawości, ale może wystarczy mi streszczenie.
Macie tak, że pewne pozycje książkowe, filmowe, teatralne, a nawet wystawy inspirują Was w kwestii mody? U mnie zdarza się to bardzo często! Po przeczytaniu tej luźnej powieści, której akcja dzieje w sklepie z ciuchami z historią, mam ochotę na wielki podbój lumpeksów i wielkie poszukiwania ubrań sprzed dekad. Vintage w tym cudnym tle w retro stylu opowiada historię 3 kobiet na zakręcie życiowym, których losy zostają splecione właśnie dzięki szmatkom. Może nie jest to wybitna, zaskakująca treścią literatura, ale dosyć przyjemna w odbiorze.
TEATR
Tutaj również 2 pozycje. Obie na przyzwoitym poziomie, obie dość niegrzeczne. Ale może właśnie o to chodzi teraz teatrom – zaszokujmy golizną/tematem/formą/wulgarnością, żeby przyciągnąć widza. Mnie tam w sumie niewiele rusza i gorszy, ale jeśli teatr na serio musi się uciekać do skrajności, żeby sale były pełne to apeluję! Ludziki! Chodźcie na spektakle! I do tych dużych teatrów i do mniejszych. Ceny biletów są porównywalne z wyprawą do kina, a doznania zupełnie inne.
Swojego czasu sporo oglądałam musicali. Zarówno filmowych jak i teatralnych. Nie wiem jakim cudem, ale ominęłam Kabaret, a przecież to jeden z nieśmiertelnych klasyków. Nawet nie widziałam, że pod tą buduarową otoczką kryje się główny temat – polityka hitlerowskich Niemiec i jej wpływ na zwykłych obywateli. Wersji kinowej dalej nie nadrobiłam, za to na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie pojawił się w formie scenicznej. I powiem szczerze, że jest całkiem niezły. Może nie jest to Roma, jest więc oszczędniej w ilości obsady i scenografii, ale niewątpliwie ma to swój urok. Muzyka na żywo, niezłe aktorstwo. Ceny biletów też nie są Romowe, a więc spokojnie za 40-50 zł znajdziemy super miejsce. Nie wiem na co czekać!
Tym razem coś bardziej kameralnego, swojskiego, młodzieżowego. Mała scena w baraku Teatru Współczesnego – mojego ulubionego w Wawie i spektakl Buchrest Calling. Upalny dzień w stolicy Rumuni, pięć młodych osób, które szukają swojej drogi w życiu i sposobu na spełnienie swoich marzeń. Wzloty, upadki, wpadki, błędy, zagubienie. Może nie w tak skrajnej formie, ale na pewno dotyczą każdego z nas. Temat niby oklepany, ale i forma i treść i aktorstwo mi odpowiadają.
SERIAL
Wszystko co wychodzi od Netflixa jest dobre. Taki właśnie jest również serial Seria Niefortunnych Zdarzeń – dobry, po prostu. Dzieckiem będąc czytałam tę historię, potem pojawiła się jedna część filmu i tyle. Chciałam więcej i dostałam dopiero teraz. Jestem zadowolona i znowu liczę na kolejne sezony. Bo mam nadzieję, że powstaną. Super klimat, doskonała scenografia i muzyka. Jeśli skończyły Wam się seriale do oglądania to jest to dobry wybór.
FILM
Złamię trochę swój schemat i skupię się na jednym, najlepszym filmie. Na liczniku pojawiło się znowu jedynie 5 pozycji. I w sumie tylko jedna jest warta większej uwagi.
Czy film o ufokach przylatujących na Ziemię może być dobry, jak na Hollywood głęboki, ambitny, z treścią inną niż naparzanka? Ano może! Nowy początek jest doskonałym tego przykładem. Patrząc jedynie na gatunek, plakat i opis dystrybutora z pewnością bym go sobie nie puściła. A tu takie zaskoczenie. Chociaż niewątpliwie jest mocno odrealniony i bajkowy. Na pewno jednak muszę go obejrzeć raz jeszcze, bo czuję, że przez późną godzinę seansu, wiele treści mi umknęło.
Jeśli chodzi o inne pozycje to:
Miss Agent 2 – chyba nawet jedynki nie widziałam, ale nie zamierzam nadrabiać
John Wick 2 – oprócz skopiowania zdania powyżej mogę powiedzieć, że istnieje gorszy film od Powidoków. Ten jest kompletnie bez sensu. I nie trafiają do mnie tłumaczenia, że on właśnie ma być taki przerysowany i bez treści.
Milczenie – długie to, może nieźle zrobione, ale za długie, zbyt szczegółowe i zbyt filozoficzne
Sprzymierzeni – a tutaj mamy całkiem przyjemną, hollywoodzką, wojenną bajeczkę, w sam raz na wieczór we dwoje. I miłość i wybuchy i polityka. Dla każdego coś miłego.